Dziś zamiast spędzać leniwie sobotę postanowiliśmy poszukać jakiejś górki do miejskiego saneczkowania. Przyznam, że w dzieciństwie nie wyjeżdżałam na ferie tylko kiedy był śnieg brałam sanki i szłam na okoliczną górkę. Niestety w mojej okolicy nie ma górki, która by spełniała nasze kryteria. Po zeszłorocznym wyjeździe na narty do Austrii obecne ferie to nieporozumienie.

Zwabiona zdjęciami koleżanki z saneczkowania na gdyńskich Karwinach postanowiłam mimo trudnych warunków na ulicach pojechać tam z moimi dziećmi. Moja córka zawsze zimą jeździła na łyżwach w latach ubiegłych na nartach, a od dwóch lat na snowboardzie. Syn jeździ od dziecka na nartach i tylko kilka razy sięgałam po sanki, raczej je ciągnąc. Jednak saneczkowanie ich ominęło. Dziś mimo tego udaliśmy się na górkę.

Zaczynaliśmy od krótkiego zjazdu, a skończyliśmy na najwyższym nachyleniu i najdłuższej trasie. Mój syn złapał bakcyla, córka nie. A ja wymarzłam niesamowicie. Jednak przynajmniej co się dzieci pobawiły to ich.