Co roku zastanawiamy się u kogo ma być wigilia, w tym roku z powodów zawodowych taty była u rodziców. I to jak dla nas w nietypowej porze, bo o godzinie 17.00 zasiedliśmy do stołu. Dziwnie bo bez dzielenia się opłatkiem, takie ustalenia pandemiczne. Jednak cała reszta oprawy świątecznej pozostała.
Był zatem nasz ukochany barszcz z uszkami, który tak uwielbiam. Gołąbki z kaszą gryczaną z sosem grzybowym …pychota. Pierogi z kapustą i grzybami zasmażane i pierogi ruskie dla dzieci. Była i sałatka jarzynowa to też dla dzieci, bo dorośli mieli łososia w galarecie, rybę po grecku i karpia. Tego ostatniego nie jadam jakoś nie mogę się przekonać.
Po części kulinarnej był czas na wyczekiwane przez dzieci prezenty. Co prawda nam dorosłym nie jest to konieczne do szczęścia, jednak mój syn już cały kręcił się w oczekiwaniu. Potem małe przemeblowanie stołu i pojawiły się inne frykasy. Tort makowy mamy, blok czy sernik siostry. W tym roku zrobiłam tort bezowy, choć może nie jest typowo świąteczny, ale za to bardzo lubiany. Poza tym na stole musiały się znaleźć pistacje. Uwielbiamy je pasjami.
Dzięki wczesnemu rozpoczęciu biesiadowania mogliśmy i porozmawiać, i obejrzeć… film “Kevin sam w domu”. Lubię ten film na święta. Równie mocno lubię “Listy do M.”, które oglądałam przed świętami. Budują mój świąteczny nastrój.
To była naprawdę fajna wigilia. Była cała nasza rodzina. Tata co prawda musiał wyjść, ale był na części oficjalnej. Święta, jak się zaczęły tak upłynęły -w super atmosferze. Już czekam na następne.